Porozpieszczam was trochę ^^
Scenariusz na zamówienie mojej Ady aka Kiyomi.
Enjoy...
-Upadłaś na głowę! Zwariowałaś! Wracajmy do domu - próbowałam
dotrzeć do rozsądku przyjaciółki, ale musiała go zostawić
gdzieś na kanapie obok serca i sumienia.
-Przestań się mazać! - skarciła mnie. -Idziemy się zabawić.
-Chyba zabić. Przecież my tu umrzemy! Jijeon wyścigi uliczne nie
są dla nas, rozumiesz? - stanęłam przed nią, blokując dalszą
drogę. -A teraz zawracamy i idziemy na kebaba.
Minęłam ją i ruszyłam w trasę powrotną, ale zostałam
skutecznie zatrzymana.
-Ada! Nie wkurzaj mnie i chodź.
Dosłownie zaciągnęła mnie do centrum imprezy. Smród spalin,
papierosów i alkoholu mieszał się ze sobą tworząc odpychającą
chmurę. Głośna muzyka i warczenie silników wprawiały w dudnienie
krew w mózgu. Dziewczyny półnagie obracały się w towarzystwie
wytatuowanych chłopaków, a oni z kolei dumnie stali obok swoich
maszyn. Zdecydowanie nie moje środowisko. Podskoczyłam, kiedy metr
ode mnie przejechał rozpędzony motor, tak jakby już znajdował się
na torze, a nie drodze pełnej ludzi.
Jijeon w przeciwieństwie do mnie odważnie maszerowała naprzód i
wyraźnie szukała kogoś w tłumie. Mogłam się domyślić, że
nasz pobyt tutaj nie jest przypadkowy i ta mała jędza wszystko
sobie uknuła. Znalazła to co chciała i uradowana klasnęła w
dłonie. Złapała mnie za ramię i pociągnęła w tylko sobie
znanym kierunku. Zatrzymałyśmy się przed grupką chłopaków.
Dwóch siedziało na motorach, a pięciu opierało się o maski
samochodów. Jeden z motocyklistów na nasz widok zsiadł z maszyny i
szeroko rozłożył ręce.
-Wiedziałem, że przyjdziesz! - zaśmiał się, kiedy wtuliła się
w jego pierś.
Cała sytuacja nagle stała się jasna, więc jeśli dobrze łączę
fakty ten pan to Jaehyo, o którym Jijeon gada od jakiegoś czasu.
Obiecała mi, że się poznamy, ale nie miałam pojęcia, że w
takich okolicznościach i miejscu.
-A to jest? - jeden z koleżków wskazał na mnie skinieniem głowy.
-To jest Kiyomi. Moja przyjaciółka – przedstawiła mnie łaskawie.
-Kiyomi poznaj proszę Zico, U-Kwona, P.O, Park Kyunga, Taeila,
Jaehyo i B-Bomba.
-Ta, miło mi – uśmiechnęłam się trochę wymuszenie. Nie żebym
miała coś do tych chłopaków, ale naprawdę nie miałam ochoty tu
przebywać. Nielegalne wyścigi to nie moja bajka. Moją bajką jest
łóżko, kakao i jakaś drama.
-Dobrze się czujesz? - pytanie padło z ust Park Kyunga. -Trochę
blado wyglądasz.
-Nic mi nie jest – zapewniłam.
-Napij się. Wyluzujesz się – polecił Zico wyciągając w moją
stronę butelkę piwa. W normalnej sytuacji bym odmówiła, ale to
nie jest normalna sytuacja, więc pozwoliłam sobie na dwa łyki.
Rozpoczęła się niewinna rozmowa, której się tylko
przysłuchiwałam, bo za Chiny nie wiedziałam o czym mówią. Padały
nazwy różnych silnikowych części i nieznane mi nazwiska.
Siedziałam na masce auta i powolutku opróżniałam zieloną
butelkę. W sumie jeśli tak ma minąć mi reszta wieczoru to nie
jest tak źle.
-Jijeon jesteś gotowa na dzisiaj? - spytał U-Kwon.
-Oczywiście – uśmiechnęła się szeroko.
-Na co? - zdziwiona uniosłam brwi. Jeszcze jedna niezapowiedziana
atrakcja?
-JJ będzie się ścigać – oznajmił Jaehyo, mocno obejmując
dziewczynę od tyłu.
Wyplułam napój, który nie zdążył dotrzeć do przełyku.
-Co?! Przecież ty nie masz prawa jazdy! - zbeształam ją.
Wiedziałam, że ma coś nie po kolei pod czachą, ale nie
spodziewałam się, że aż tak!
-Spokojnie. To Jeahyo będzie kierował. Ja będę tylko pasażerką
– zaśmiała się.
Przyznam, że trochę ze mnie zeszło. Czyli jednak ma trochę oleju
w głowie.
-A ty B-Bomb? - P.O spojrzał na przyjaciela. -Znalazłeś partnerkę?
Brunet zaprzeczył ruchem głowy.
-Selin się obraziła, więc zostałem z niczym.
-Może Kiyomi pojedzie? - wypaliła JJ.
Po raz drugi wyplułam zawartość jamy ustnej dodatkowo krztusząc
się. No teraz to naprawdę zwariowała! Mowy nie ma.
-Powaliło – odezwałam się.
Osiem par oczu spoczęło na mojej osobie, sprawiając, że poczułam
się jak w klatce.
-No Kiyomi! Tylko raz! - Jeon wykrzywiła usta w podkówkę.
-A w życiu! - zsunęłam się na ziemię. -Wybaczcie bardzo, ale
pora na mnie, bo się niebezpiecznie robi.
-Kiyomi, noooo!!!!
Nie reagowałam na jej wołanie i szłam prosto przed siebie. To co
się przed chwilą wydarzyło to kiepski żart. Cały ten wieczór to
kiepski, nieudany żart. Nie wiem co mnie naszło, żeby tu zostawać.
Mogłam oprzeć się Jijeon już na początku, jak oznajmiła, że
zabiera mnie w super miejsce. Już jej nigdy nie uwierzę.
Nagle drogę zajechał mi motor z B-Bombem na grzbiecie.
-Powiedziałam nie –
przypomniałam.
-Słyszałem – uśmiechnął się lekko. -Pozwól chociaż, że
zawiozę cię do domu.
-Poradzę sobie. Dziękuję.
Wyminęłam go.
-Uciekasz.
Zatrzymałam się.
-Co?
-Boisz się i uciekasz – powiedział spokojnie. -Jak typowy tchórz.
-Masz rację. Uciekam, bo się boję. To logiczne, co nie? Nie widzę
w tym nic dziwnego, więc pozwól mi wrócić do domu.
-A jeśli udowodnię ci, że to wcale nie jest straszne? Wręcz
przeciwnie. Sprawię, że ci się spodoba i będziesz chciała
pojechać drugi raz.
-Wątpię.
-Daj mi szansę. Jedną szansę.
Spojrzałam na niego lekko zirytowana. Siedział na maszynie,
uśmiechał się wyzywająco i spoglądał na mnie łobuzersko, ale z
nutką nadziei. Niezaprzeczalnie był jednym z bardziej upartych
typków jakich spotkałam, jednak nie wyglądał też na takiego co
rzuca słowa na wiatr. Był przekonany, że uda mu się zmienić moje
nastawienie. I właśnie ta pewność skłoniła mnie do podjęcia
decyzji. Kurwa. Co ja robię?!
-Jeśli się mylisz, stawiasz mi obiad – wsiadłam na motor i
objęłam go w pasie.
-Nawet dwa – zaśmiał się i ruszył.
Zajechaliśmy zapewne na linię startu.
-Musisz się przesiąść – polecił, a ja najwyraźniej spojrzałam
na niego jak na wariata. -Tutaj – poklepał miejsce przed sobą.
Pogratulowałam sobie decyzji o założeniu spodni. Siedziałam
naprzeciw niego, jak taka kłoda zupełnie nie wiedząc co począć
ze swoim ciałem. B-Bomb jakby czytając mi w myślach złapał za
moje uda i uniósł je delikatni do góry. Zorientowałam się o co
chodzi i oplotłam go nogami w pasie. Dodatkowo wtuliłam się w jego
tors, dając mu w miarę możliwości swobodę ruchu. Dopiero teraz
poczułam moje serce, bijące jak szalone. To był głupi pomysł!
-Spokojnie – zaśmiał się. -Jedziemy razem. Nic ci się nie
stanie.
-Jeśli mnie zabijesz to wstanę z martwych i uduszę cię podczas
snu – zagroziłam.
Znowu się zaśmiał, wprawiając swoją klatkę piersiową w
wibracje.
-Nic ci się nie stanie – powtórzył. -A jak już zginiemy to
oboje.
-Nieśmieszne – wywróciłam oczami.
Podeszła do nas dziewczyna.
-Imię i nazwisko – zażądała.
-Przydadzą się do identyfikacji zwłok – znowu zażartował.
Walnęłam go w ramię.
-Kiyomi – oznajmiłam. -To wystarczy.
Spojrzała na mnie dziwnie, jednak nic nie powiedziała i zanotowała
podaną informację.
-Lee Minhyuk.
-Lee Minhyuk? Tak zwyczajnie? - odgryzłam się. -To skąd się wziął
B-Bomb?
-Bo działam bombowo na ludzi. W
szczególności na dziewczyny – uśmiechnął się łobuzersko, a
ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Tylko nie eksploduj podczas jazdy – ostrzegłam.
-Postaram się, ale wiesz... Reaktywuję się przy ładnych pannach –
zniżył głos i pochylił się, kładąc mnie na plecach.
-Teraz ci się na podrywanie wzięło? Skup się – położyłam
palec na jego czole i delikatnie odepchnęłam. -Jeśli uśmiercisz
tę „ładną pannę” to będziesz miał za wrogów innych
podrywaczy i jedną laskę do podrywania mniej.
-Widzę, że odzyskałaś humor – przekrzywił lekko głowę. -Jak
nie strzelasz foszków to fajna lala z ciebie.
-Nie jedyny tak sądzisz – wyprostowałam się.
Rozbawiony uniósł brew. Nic nie odpowiedział. Rozległ się głos
z megafonu informujący o starcie. W mgnieniu oka spoważniał.
Czułam jak pod skórzaną kurtką mięśnie się napinają. Szykował
się do jazdy. Ponownie się w niego wtuliłam i starałam się
uspokoić oddech, aby go nie rozkojarzyć. Starałam się skupić na
czymś innym. Zamknęłam oczu i próbowałam zsynchronizować
unoszenie i opadanie naszych klatek piersiowych.
-Raz – wyszeptał.
-Jedziemy – powiedziałam równie cicho.
-Dwa.
-Razem.
Nie usłyszałam „trzy”. Zamiast tej liczby do moich uszu dotarły
piski opon, krzyki, wiwatowania. Zaraz potem poczułam gwałtowne
szarpnięcie i uderzenie powietrza. Ruszyliśmy. Powieki bolały mnie
od zaciskania, coś mi jednak mówiło, że nie chcę widzieć jak
szybko mijamy uliczne latarnie czy budynki. B-Bomb spinał się przy
każdym zakręcie, ale jego serce biło w miarowym tempie. Znowu ta
pewność siebie.
-Otwórz oczy – powiedział na tyle głośno, aby przebić się
przez ryk silnika.
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
-No dalej Lala. Spodoba ci się.
Wzięłam głęboki wdech i zatrzymałam powietrze w płucach, po
czym uchyliłam powiekę. Jedyne co widziałam to szyja Minhyuka.
Zacisnęłam dłonie na skórzanej kurtce, wypuściłam powietrze i
otwarłam oczy. Miałam wrażenie, że światła latarni zlały się
w jedną linię ciągłą, tak samo jak pasy na ulicy. Nie wiem z
jaką prędkością pędziliśmy, ale nie bałam się. Z zachwyceniem
przyglądałam się mijanym samochodom. Szum wiatru przyprawiał mnie
o przyjemne dreszcze i uścisk ekscytacji w piersi. Szlag. Miał
rację.
Poczułam wibrację spowodowane jego śmiechem i zorientowałam się,
że coś jest nie tak. Co? B-Bomb z łatwością uniósł przednie
koło maszyny do góry i teraz jechaliśmy niemalże pionowo.
Pisnęłam, kiedy opona znów dotknęła asfaltu i lekko zarzuciło
motorem. Ten chłopak był szalony! Sprawiał, że miałam ochotę
krzyczeć z przerażenia, ale i też z rozbawienia i ekscytacji.
Pokonaliśmy dwa ostre zakręty i po prędkości z jaką
przemierzaliśmy prostą wywnioskowałam, że to już końcówka
trasy. Dziwne, bo nie wyprzedziliśmy innych uczestników. Czybyśmy
wygrali?
Im bliżej mety byliśmy tym krzyki i wiwatowanie stawały się
głośniejsze. W końcu wjechaliśmy w tłum hamując z piskiem.
Ludzie dopadli nas, śmiali się, gratulowali, a nawet lali
szampanem. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.
B-Bomb od razu do mnie dołączył. Nie zważając na tłum fanów
ponownie odpalił motor i ruszył, ale tym razem spokojniej.
-Gdzie jedziemy? - spytałam, odklejając się od niego.
-Podobało ci się – stwierdził. Wbił wzrok w moje oczy. Miałam
wrażenie, że penetruje moją duszę i okłamanie go w tym momencie
jest niemożliwe, ale nie mogłam też przyznać mu racji.
-Ani trochę – prychnęłam.
-Ściemniasz – zaśmiał się.
Oddaliliśmy się od imprezy i hałasu. Zatrzymaliśmy się na jakimś
opuszczonym placu. B-Bomb nachylił się nade mną, zmuszając do
położenia się na kierownicy. Iskierki tańczyły w jego
czekoladowych oczach. Uśmiechnął się, a w policzku pojawił się
dołeczek. Intrygował mnie. Nie tylko wyglądem, ale i też
zachowaniem.
-Każdą ładną pannę tak traktujesz? - zadziornie uniosłam brwi.
-Żadna ładna panna nie leżała przede mną w taki sposób, jak ty
teraz – odpowiedział.
-Nie? Więc jak?
-Zazwyczaj nago w łóżku – zaśmiał się.
Parsknęłam rozbawiona.
-Czyli jestem wyjątkowa?
-Zaraz może się to zmienić i skończysz, jak pozostałe –
oznajmił spokojnie.
Dobrze wiedziałam co się zaraz stanie, ale nie miałam zamiaru go w
jakikolwiek sposób powstrzymywać.
Minhyuk zmniejszył dzielącą nas odległość do zera i przyłożył
swoje wargi do moich. Nie bawił się w jakieś podchody. Pocałunek
był mocny i namiętny. A ja oddałam się szybko i całkowicie.
Pozwoliłam pieścić swoje podniebienie i język. Uczucie pożądania
zawładnęło moim ciałem. To samo stało się z B-Bombem. Jego
dłonie wylądowały pod moją koszulką, masując talię, brzuch i
plecy.
Wariactwo. Obściskuję się z facetem, którego praktycznie nie
znam, dodatkowo naraził moje życie i zawrócił w głowie. Gratki
Kiyomi! Odpowiedzialnie. Z drugiej strony w tym momencie poczułam
dziwne szczęście, które kumulowało się z każdą chwilą
spędzoną w towarzystwie tego szaleńca.
-Już wiesz skąd B-Bomb? - osunął się na chwilę.
-Oh tak. Jesteś bombowym niewypałem!