sobota, 28 stycznia 2017

Minhyuk - BTOB


 Wciąż smacznie spała ze złożonymi dłońmi pod policzkiem. Promienie słońca rozświetlały jej spokojną twarz, dzięki czemu wyglądała jeszcze bardziej delikatnie i niewinnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo to tylko pozory. Mimo wyglądu małego kotka była bardzo porywistą osobą. Zdarzało się, że zmieniała nastrój kilka razy dziennie. Potrafiła wrzeć złością niczym wulkan, aby po chwili znów się uśmiechać.
Ująłem między palce kosmyk długich, ciemnych włosów. Ich kolor zmieniał się równie często, jak jej zachowanie. Na jej głowie widniały zapewne już wszystkie kolory tęczy. Uwielbiała eksperymentować, i chociaż w różowym wyglądała niczym cukierkowa księżniczka, a w niebieskim wydawała się być syrenką, ja wolałem ją w naturalnych odcieniach.
Zbyt duża, szara koszulka, którą znów zabrała z mojej szafki osunęła się z chudego ramienia, odsłaniając tatuaż nieco pod obojczykiem. Lee Jiyoo była pyskata i wielokrotnie wszystkiemu i wszystkim się sprzeciwiała. Sprawiała wrażenie nieustraszonej, ale do dziś pamiętam jej przerażenie, kiedy siedziała na fotelu w studio tatuażu, nagle niepewna swojej decyzji. Wciąż mi nie powiedziała dlaczego zdecydowała się na wzór łapacza snów. Nie był duży, jednak jego kolorowe piórka kontrastowały z bladą skórą dziewczyny.
Jiyoo, jak każdy, miała swoje racje i poglądy. Zawsze po obudzeniu najpierw jadła śniadanie. Twierdziła, że woli wyjść z domu niepomalowana, ale za to najedzona. Nigdy się nie śpieszyła. Uważała, że pośpiech bardziej stresuje człowieka, a to z kolei sprawia, że jest nieszczęśliwy. Mówiła to, co myśli, przez co ludzie odbierali ją niekiedy za niegrzeczną i niewychowaną. Cieszyła się z najmniejszych rzeczy, co powoli staje się sztuką w dzisiejszych czasach.
Należała do bardzo spontanicznych ludzi. Uwielbiałem, kiedy w trakcie leniwej niedzieli zrywała się z kanapy z pomysłem na wycieczkę. Kochała wyjazdy, więc pozwalałem się ciągać w każde wybrane przez nią miejsce. Najbardziej podobał mi się widok, kiedy szła przede mną z przewodnikiem w ręce i z zachwytem wpatrywała się w każdy mijany budynek, pomnik czy też zwykłe drzewo.
Pozwoliła mi się poznać. Zachwycałem się każdym szczegółem jej bycia. Mimo zgrywania twardej i niezależnej, lubiła się tulić. Robiła to przy każdej możliwej okazji. Najlepiej czuła się w domu, kiedy mogła usiąść na tarasie z laptopem na kolanach i puścić wodze fantazji, pisząc kolejne rozdziały książki, której i tak mi nie pokaże. Zawsze wybierała rodzynki z ciasta. Do herbaty wsypywała dwie i pół łyżeczki cukru. Lody jadła tylko owocowe. Nie znosiła związywać włosów. Wciąż nosiła nakładkę na zęby, chodź aparat zdjęła pięć lat temu.
Jiyoo była niczym przepaść, w którą wpadło moje serce. Jak na razie nikt nie wyruszył, aby je uratować. Chociaż, czy to konieczne? Przecież z tą szaloną kobietą przy boku byłem szczęśliwy!
-Dlaczego się gapisz? - spytała zachrypniętym głosem.
Nawet nie zauważyłem, kiedy się obudziła. Uśmiechnąłem się szeroko i odpowiedziałem:
-Bo cię kocham.


Miałam ochotę na coś puszystego, więc powstało to cuś 

poniedziałek, 25 lipca 2016

FT Island

PIERWSZE SPOTKANIE


Hongki

Po całym dniu nagrywań, sesji i spotkań z fanami miałem wszystkiego dość. W tym momencie najbardziej potrzebowałem łóżka i kawy. O tak. Dużego kubka, gorącej, mocnej kawy, która mimo godziny pierwszej w nocy postawi mnie na nogi. Właśnie. Jaka kawiarnia będzie otwarta o tej porze? Uważnie przyglądałem się każdemu mijanemu lokalowi, aż wypatrzyłem jeden jedyny rozświetlony światłem wewnętrznych lamp. Zanim wysiadłem z samochodu, naciągnąłem kaptur na głowę i złapałem telefon oraz portfel.
Już miałem wchodzić, gdy światła zgasły, a z kawiarni wyszła drobna postać. Odsunąłem się, aby na mnie nie wpadła i przyglądałem się, jak mocuje się z kluczem i wsadzeniem go do zamka.
-Zamyka pani? - spytałem zawiedziony. W tej okolicy na pewno nie znajdę drugiej otwartej kawiarni.
-Niestety – wzruszyła ramionami.
-Na prawdę? Nie możemy wejść jeszcze na pięć minut?
Przestała szarpać drzwi i spojrzała na mnie. Musiała lekko zadrzeć głowę, aby nasze oczy się spotkały. Była niezwykle urocza. Drobna z dużymi, ciemnymi oczami. Wyglądała też na zmęczoną.
-Wiesz, mi też się należy trochę snu – westchnęła.
-Jedna mała kawa – obiecałem. -Malutka – pokazałem palcem jak bardzo mała.
Dziewczyna poległa. Zaśmiała się lekko i pchnęła drzwi. Zapaliła lampy, a ciepłe światło rozświetliło pomieszczenie. Krzesła stały na stolikach, a podłoga była jeszcze wilgotna po wcześniejszym umyciu. Dziewczyna weszła za ladę, a ja zająłem miejsce naprzeciwko. Nie przyjęła zamówienia. Uszykowała dwie filiżanki, umiejętnie obsłużyła ekspres i po pięciu minutach napój bogów stanął przede mną.
-Jesteś aniołem – oznajmiłem.
-Wiem – uśmiechnęła się.
Wspólnie wypiliśmy kawę, rozmawiając i poznając się lepiej. Coś mi mówiło, że częściej będę tutaj zaglądał.


 Jonghoon

Wczesna godzina, a chodniki zapełnione. Życie w Seulu zaczynało się wraz ze świtem i trwało nawet po zachodzie słońca. Ludzie śpieszyli się do pracy lub do domu. Chodzili na zakupy, wracali obładowani torbami. Kierowcy trąbili na siebie i pieszych, którzy wtargnęli na ulicę. Moje życie ostatnio wyglądało tak jak Seul. Cały czas w biegu. Nie spałem, mało jadłem. Spędzałem czas na scenie, w garderobie lub w vanie. Te poranne spacery do wytwórni były moim jedynym odpoczynkiem.
Zatrzymałem się na przejściu dla pieszych. Wraz z innymi ludźmi czekałem na zmianę światła. Wszyscy wyglądali tak samo. Uczesani, w garniturach i wyprostowani. Zniecierpliwieni spoglądali na zegarki odliczając sekundy do startu. W całym tym czarnym stadzie coś przykuło moją uwagę. Po drugiej stronie ulicy, dokładnie naprzeciw mnie stała dziewczyna. Jej jaskrawe różowe słuchawki obijały jaskrawe światło. Ruszała głową w rytm muzyki i lekko ruszała ustami nucąc słowa. Pod wpływem futerału na gitarę na plecach wyginała się lekko do tyłu. Była piękna. Inna. Wyróżniająca się.
Zwróciła w moją stronę parę czekoladowych oczu. Przyłapała mnie na przyglądaniu się, ale zamiast mnie w jakikolwiek skarcić zarumieniła się i spuściła wzrok. Przez głowę przeszła mi myśl, że być może mnie rozpoznała. Jednak jej reakcja wydawała mi się nad wyraz urocza.
Zabłysło zielona światło i tłum z obu strony ulicy wymieszał się w jeden. Straciłem ją z oczu. Wszyscy zlali się w jedną czarną plamę, a ja starałem się znaleźć różowe słuchawki. Stanąłem na środku ulicy. Musiałem ją znaleźć. Musiałem ją poznać.
Przejście opustoszało. Światło zmieniło się na czerwone. Samochody zaczęły ruszać. Nie mogłem się ruszyć.
Drobna dłoń ujęła mój nadgarstek i pociągnęła na chodnik. Jaskrawy kolor podrażnił oczy. Stała przede mną szeroko uśmiechnięta. Zdjęła słuchawki.
-Gdyby cię potrącili moje bilety straciłyby wartość – pomachała mi przed twarzą wejściówkami na dzisiejszy koncert FT Island. -Do zobaczenia.
Odwróciła się i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić zniknęła w tłumie. 
Zobaczę ją. Jeszcze dzisiaj. 


 Jaejin

Pierwsze wolne od bardzo długiego czasu. Założyłem maseczkę, okulary przeciwsłoneczne i opuściłem mieszkanie. Miałem zamiar nadrobić braki w zakupach i spędzić dzień w centrum handlowym. Pogoda dopisywała i dotarłem do celu po kilkunastu minutach spokojnego spacerku. Był środek tygodnia, więc sklepy niemal świeciły pustkami. Bezpieczny od ataków fanek oddałem się „zakupowemu szaleństwu”.
Kiedy po godzinie zamieniłem się w wieszak na torby postanowiłem zajrzeć do ostatniego sklepu. Przemierzałem dział męski, ale nic szczególnego nie wpadło mi w oko. Do czasu. Chciałem już wyjść, gdy mój wzrok spoczął na drobnej osobie. Dziewczyna przyglądała się bluzie z kapturem. Uważnie ją oglądała, naciągała i wykonywała inne testy na wytrzymałość. Była bardzo skupiona o czym świadczyła malutka zmarszczka na czole. Podszedłem bliżej.
-Żółty to nie twój kolor – oznajmiłem, uśmiechając się lekko.
Dziewczyna zarumieniła się i odłożyła bluzę.
-To nie dla mnie. Szukam prezentu dla brata – uśmiechnęła się słabo. - Ma dzisiaj urodziny, o których zapomniałam. Głupia ja – stuknęła się w czoło.
-Przestań. Każdemu się zdarza... Może pomogę ci czegoś poszukać? - zaproponowałem.
Spojrzała na mnie zdumiona, ale w ostateczności zgodziła się i razem ruszyliśmy na dalsze poszukiwania.



 Seunghyun

Padłem jak placek na kanapę. Ta godzinna przerwa była zbawieniem. W tym czasie mogłem się „wyspać” i coś zjeść. Niedługo miały zacząć się nagrania do programu. Pełno ludzi z obsługi kręciło się dookoła nas. Miałem wypocząć nie niszcząc fryzury, makijażu i ubrania. Czytaj siedź na krześle i oddychaj.
Wykorzystałem małe zamieszanie, gdy Hongki wylał kawę i opuściłem ciasną garderobę. Przebywałem tu już wiele razy, więc bardzo dobrze znałem budynek stacji telewizyjnej. Mijałem niezliczoną ilość drzwi i sal nagraniowych. Wszedłem po schodach i znalazłem się na dachu. Podmuch wiatru od razu mnie orzeźwił. Zbliżyłem się do niskiego murku i usiadłem, opierając się o niego. Tej chwili ciszy było mi trzeba.
Przymknąłem oczy. Tylko dziesięć minut.

Ze snu wyrwało mnie szturchnięcie. Leniwie otworzyłem oczy i pierwsze co zauważyłem to twarz. Dziewczyna kucała przede mną, a na jej szyi wisiała plakietka pracownika stacji. W jej dużych czekoladowych oczach kryła się dezaprobata. Cmoknęła i karcąco pokręciła głową.
-Wszyscy cię szukają, a ty tak po prostu śpisz – prychnęła. -Było trzeba chociaż liścik zostawić, czy coś.
-Przecież nie ma mnie dziesięć minut – wzruszyłem ramionami.
-Godzinę i dziesięć minut – poprawiła mnie. -Zaraz zacznie się nagrywanie, więc zbieraj swój gwiazdorski tyłeczek i zaiwaniaj na dół.
Uderzyła mnie teczką w głowę i ruszyła przodem. Naładowany jej temperamentem pobiegłem za nią. Nie mogę pozwolić damie chodzić samej, prawda?



 Minhwan

W wytwórni panował dziś niezły ruch. Ogłoszono nabór nowych trainee, więc ludzie walili drzwiami i oknami. Przerażał mnie fakt, że wśród nich są psychofani, którzy tylko wykorzystali okazję, aby wejść do wytwórni i nawiedzać idoli. Oczywiście ochrona od razu interweniowała, ale dla bezpieczeństwa zamknąłem się w studio.
Siedziałem tu już dobre dwie godziny i potrzeby ludzkie coraz bardziej dawały o sobie znaki. Wychyliłem się za drzwi. Korytarz był pusty. Naciągnąłem kaptur na głowę i opuściłem pokój. Firmowa kawiarenka znajdowała się na parterze. Pewnie siedziało w niej sporo ludzi, ale zawsze mogłem wejść od tyłu i opustoszyć lodówkę.
Zachowując czujność zszedłem po schodach. Został mi do przejścia pusty, prosty korytarz. Byłem w połowie drogi, gdy usłyszałem śpiew. Czysty delikatny wokal zastąpił miejsce ciszy. Po chwili dołączyły do niego dźwięki gitary, a ja rozpoznałem piosenkę First Kiss. Nogi same poniosły mnie w stronę melodii.
W wąskim korytarzyku na podłodze siedziała dziewczyna. Trzymała gitarę, a jej palce sprawnie ślizgał się po strunach. Każdy dźwięk był czysty i dopracowany. Wszystko grała z pamięci. Długie włosy zasłaniały jej twarz, ale głos miała anielski. Dawno nikt mi tak nie zaimponował. Oparłem się o ścianę przymknąłem oczy i słuchałem. Słuchałem tak długo, aż struna wydała nieprzyjemny dźwięk. Rozchyliłem powieki. Dziewczyna wpatrywała się we mnie przerażona. Od razu wstała i schyliła się nisko.
-Przepraszam! Nie chciałam przeszkadzać!
-Nie przeszkadzasz. Wręcz przeciwnie. Jesteś bardzo dobra – pochwaliłem ją. Speszona schyliła się jeszcze bardziej.
-Potrzeba mi jeszcze wiele treningu.
-Każdy potrzebuje treningu. Ja też – uśmiechnąłem się zachęcająco.
-Wcale nie! Ty jesteś niesamowity, oppa!
Kiedy dotarło do niej co powiedziała szybko zakryła usta dłonią, a kolor twarzy zmienił się w buraczany. Zaczęła przepraszać, a ja nie mogłem przestać się uśmiechać.
-Obiecuj mi coś – wypaliłem.
Spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Nawet jeśli nie przejdziesz przesłuchań będziesz ze mną trenować.

Kochajcie FT Island.
Kochajcie mnie XD
Kochajcie takie scenariusze bo szykuję podobny z KNK



poniedziałek, 30 maja 2016

B-Bomb - Block B

Porozpieszczam was trochę ^^ 
Scenariusz na zamówienie mojej Ady aka Kiyomi.
Enjoy...

 -Upadłaś na głowę! Zwariowałaś! Wracajmy do domu - próbowałam dotrzeć do rozsądku przyjaciółki, ale musiała go zostawić gdzieś na kanapie obok serca i sumienia.
-Przestań się mazać! - skarciła mnie. -Idziemy się zabawić.
-Chyba zabić. Przecież my tu umrzemy! Jijeon wyścigi uliczne nie są dla nas, rozumiesz? - stanęłam przed nią, blokując dalszą drogę. -A teraz zawracamy i idziemy na kebaba.
Minęłam ją i ruszyłam w trasę powrotną, ale zostałam skutecznie zatrzymana.
-Ada! Nie wkurzaj mnie i chodź.
Dosłownie zaciągnęła mnie do centrum imprezy. Smród spalin, papierosów i alkoholu mieszał się ze sobą tworząc odpychającą chmurę. Głośna muzyka i warczenie silników wprawiały w dudnienie krew w mózgu. Dziewczyny półnagie obracały się w towarzystwie wytatuowanych chłopaków, a oni z kolei dumnie stali obok swoich maszyn. Zdecydowanie nie moje środowisko. Podskoczyłam, kiedy metr ode mnie przejechał rozpędzony motor, tak jakby już znajdował się na torze, a nie drodze pełnej ludzi.
Jijeon w przeciwieństwie do mnie odważnie maszerowała naprzód i wyraźnie szukała kogoś w tłumie. Mogłam się domyślić, że nasz pobyt tutaj nie jest przypadkowy i ta mała jędza wszystko sobie uknuła. Znalazła to co chciała i uradowana klasnęła w dłonie. Złapała mnie za ramię i pociągnęła w tylko sobie znanym kierunku. Zatrzymałyśmy się przed grupką chłopaków. Dwóch siedziało na motorach, a pięciu opierało się o maski samochodów. Jeden z motocyklistów na nasz widok zsiadł z maszyny i szeroko rozłożył ręce.
-Wiedziałem, że przyjdziesz! - zaśmiał się, kiedy wtuliła się w jego pierś.
Cała sytuacja nagle stała się jasna, więc jeśli dobrze łączę fakty ten pan to Jaehyo, o którym Jijeon gada od jakiegoś czasu. Obiecała mi, że się poznamy, ale nie miałam pojęcia, że w takich okolicznościach i miejscu.
-A to jest? - jeden z koleżków wskazał na mnie skinieniem głowy.
-To jest Kiyomi. Moja przyjaciółka – przedstawiła mnie łaskawie. -Kiyomi poznaj proszę Zico, U-Kwona, P.O, Park Kyunga, Taeila, Jaehyo i B-Bomba.
-Ta, miło mi – uśmiechnęłam się trochę wymuszenie. Nie żebym miała coś do tych chłopaków, ale naprawdę nie miałam ochoty tu przebywać. Nielegalne wyścigi to nie moja bajka. Moją bajką jest łóżko, kakao i jakaś drama.
-Dobrze się czujesz? - pytanie padło z ust Park Kyunga. -Trochę blado wyglądasz.
-Nic mi nie jest – zapewniłam.
-Napij się. Wyluzujesz się – polecił Zico wyciągając w moją stronę butelkę piwa. W normalnej sytuacji bym odmówiła, ale to nie jest normalna sytuacja, więc pozwoliłam sobie na dwa łyki. Rozpoczęła się niewinna rozmowa, której się tylko przysłuchiwałam, bo za Chiny nie wiedziałam o czym mówią. Padały nazwy różnych silnikowych części i nieznane mi nazwiska. Siedziałam na masce auta i powolutku opróżniałam zieloną butelkę. W sumie jeśli tak ma minąć mi reszta wieczoru to nie jest tak źle.
-Jijeon jesteś gotowa na dzisiaj? - spytał U-Kwon.
-Oczywiście – uśmiechnęła się szeroko.
-Na co? - zdziwiona uniosłam brwi. Jeszcze jedna niezapowiedziana atrakcja?
-JJ będzie się ścigać – oznajmił Jaehyo, mocno obejmując dziewczynę od tyłu.
Wyplułam napój, który nie zdążył dotrzeć do przełyku.
-Co?! Przecież ty nie masz prawa jazdy! - zbeształam ją. Wiedziałam, że ma coś nie po kolei pod czachą, ale nie spodziewałam się, że aż tak!
-Spokojnie. To Jeahyo będzie kierował. Ja będę tylko pasażerką – zaśmiała się.
Przyznam, że trochę ze mnie zeszło. Czyli jednak ma trochę oleju w głowie.
-A ty B-Bomb? - P.O spojrzał na przyjaciela. -Znalazłeś partnerkę?
Brunet zaprzeczył ruchem głowy.
-Selin się obraziła, więc zostałem z niczym.
-Może Kiyomi pojedzie? - wypaliła JJ.
Po raz drugi wyplułam zawartość jamy ustnej dodatkowo krztusząc się. No teraz to naprawdę zwariowała! Mowy nie ma.
-Powaliło – odezwałam się.
Osiem par oczu spoczęło na mojej osobie, sprawiając, że poczułam się jak w klatce.
-No Kiyomi! Tylko raz! - Jeon wykrzywiła usta w podkówkę.
-A w życiu! - zsunęłam się na ziemię. -Wybaczcie bardzo, ale pora na mnie, bo się niebezpiecznie robi.
-Kiyomi, noooo!!!!
Nie reagowałam na jej wołanie i szłam prosto przed siebie. To co się przed chwilą wydarzyło to kiepski żart. Cały ten wieczór to kiepski, nieudany żart. Nie wiem co mnie naszło, żeby tu zostawać. Mogłam oprzeć się Jijeon już na początku, jak oznajmiła, że zabiera mnie w super miejsce. Już jej nigdy nie uwierzę.
Nagle drogę zajechał mi motor z B-Bombem na grzbiecie.
-Powiedziałam nie – przypomniałam.
-Słyszałem – uśmiechnął się lekko. -Pozwól chociaż, że zawiozę cię do domu.
-Poradzę sobie. Dziękuję.
Wyminęłam go.
-Uciekasz.
Zatrzymałam się.
-Co?
-Boisz się i uciekasz – powiedział spokojnie. -Jak typowy tchórz.
-Masz rację. Uciekam, bo się boję. To logiczne, co nie? Nie widzę w tym nic dziwnego, więc pozwól mi wrócić do domu.
-A jeśli udowodnię ci, że to wcale nie jest straszne? Wręcz przeciwnie. Sprawię, że ci się spodoba i będziesz chciała pojechać drugi raz.
-Wątpię.
-Daj mi szansę. Jedną szansę.
Spojrzałam na niego lekko zirytowana. Siedział na maszynie, uśmiechał się wyzywająco i spoglądał na mnie łobuzersko, ale z nutką nadziei. Niezaprzeczalnie był jednym z bardziej upartych typków jakich spotkałam, jednak nie wyglądał też na takiego co rzuca słowa na wiatr. Był przekonany, że uda mu się zmienić moje nastawienie. I właśnie ta pewność skłoniła mnie do podjęcia decyzji. Kurwa. Co ja robię?!
-Jeśli się mylisz, stawiasz mi obiad – wsiadłam na motor i objęłam go w pasie.
-Nawet dwa – zaśmiał się i ruszył.
Zajechaliśmy zapewne na linię startu.
-Musisz się przesiąść – polecił, a ja najwyraźniej spojrzałam na niego jak na wariata. -Tutaj – poklepał miejsce przed sobą.
Pogratulowałam sobie decyzji o założeniu spodni. Siedziałam naprzeciw niego, jak taka kłoda zupełnie nie wiedząc co począć ze swoim ciałem. B-Bomb jakby czytając mi w myślach złapał za moje uda i uniósł je delikatni do góry. Zorientowałam się o co chodzi i oplotłam go nogami w pasie. Dodatkowo wtuliłam się w jego tors, dając mu w miarę możliwości swobodę ruchu. Dopiero teraz poczułam moje serce, bijące jak szalone. To był głupi pomysł!
-Spokojnie – zaśmiał się. -Jedziemy razem. Nic ci się nie stanie.
-Jeśli mnie zabijesz to wstanę z martwych i uduszę cię podczas snu – zagroziłam.
Znowu się zaśmiał, wprawiając swoją klatkę piersiową w wibracje.
-Nic ci się nie stanie – powtórzył. -A jak już zginiemy to oboje.
-Nieśmieszne – wywróciłam oczami.
Podeszła do nas dziewczyna.
-Imię i nazwisko – zażądała.
-Przydadzą się do identyfikacji zwłok – znowu zażartował. Walnęłam go w ramię.
-Kiyomi – oznajmiłam. -To wystarczy.
Spojrzała na mnie dziwnie, jednak nic nie powiedziała i zanotowała podaną informację.
-Lee Minhyuk.
-Lee Minhyuk? Tak zwyczajnie? - odgryzłam się. -To skąd się wziął B-Bomb?
-Bo działam bombowo na ludzi. W szczególności na dziewczyny – uśmiechnął się łobuzersko, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Tylko nie eksploduj podczas jazdy – ostrzegłam.
-Postaram się, ale wiesz... Reaktywuję się przy ładnych pannach – zniżył głos i pochylił się, kładąc mnie na plecach.
-Teraz ci się na podrywanie wzięło? Skup się – położyłam palec na jego czole i delikatnie odepchnęłam. -Jeśli uśmiercisz tę „ładną pannę” to będziesz miał za wrogów innych podrywaczy i jedną laskę do podrywania mniej.
-Widzę, że odzyskałaś humor – przekrzywił lekko głowę. -Jak nie strzelasz foszków to fajna lala z ciebie.
-Nie jedyny tak sądzisz – wyprostowałam się.
Rozbawiony uniósł brew. Nic nie odpowiedział. Rozległ się głos z megafonu informujący o starcie. W mgnieniu oka spoważniał. Czułam jak pod skórzaną kurtką mięśnie się napinają. Szykował się do jazdy. Ponownie się w niego wtuliłam i starałam się uspokoić oddech, aby go nie rozkojarzyć. Starałam się skupić na czymś innym. Zamknęłam oczu i próbowałam zsynchronizować unoszenie i opadanie naszych klatek piersiowych.
-Raz – wyszeptał.
-Jedziemy – powiedziałam równie cicho.
-Dwa.
-Razem.
Nie usłyszałam „trzy”. Zamiast tej liczby do moich uszu dotarły piski opon, krzyki, wiwatowania. Zaraz potem poczułam gwałtowne szarpnięcie i uderzenie powietrza. Ruszyliśmy. Powieki bolały mnie od zaciskania, coś mi jednak mówiło, że nie chcę widzieć jak szybko mijamy uliczne latarnie czy budynki. B-Bomb spinał się przy każdym zakręcie, ale jego serce biło w miarowym tempie. Znowu ta pewność siebie.
-Otwórz oczy – powiedział na tyle głośno, aby przebić się przez ryk silnika.
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
-No dalej Lala. Spodoba ci się.
Wzięłam głęboki wdech i zatrzymałam powietrze w płucach, po czym uchyliłam powiekę. Jedyne co widziałam to szyja Minhyuka. Zacisnęłam dłonie na skórzanej kurtce, wypuściłam powietrze i otwarłam oczy. Miałam wrażenie, że światła latarni zlały się w jedną linię ciągłą, tak samo jak pasy na ulicy. Nie wiem z jaką prędkością pędziliśmy, ale nie bałam się. Z zachwyceniem przyglądałam się mijanym samochodom. Szum wiatru przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze i uścisk ekscytacji w piersi. Szlag. Miał rację.
Poczułam wibrację spowodowane jego śmiechem i zorientowałam się, że coś jest nie tak. Co? B-Bomb z łatwością uniósł przednie koło maszyny do góry i teraz jechaliśmy niemalże pionowo. Pisnęłam, kiedy opona znów dotknęła asfaltu i lekko zarzuciło motorem. Ten chłopak był szalony! Sprawiał, że miałam ochotę krzyczeć z przerażenia, ale i też z rozbawienia i ekscytacji.
Pokonaliśmy dwa ostre zakręty i po prędkości z jaką przemierzaliśmy prostą wywnioskowałam, że to już końcówka trasy. Dziwne, bo nie wyprzedziliśmy innych uczestników. Czybyśmy wygrali?
Im bliżej mety byliśmy tym krzyki i wiwatowanie stawały się głośniejsze. W końcu wjechaliśmy w tłum hamując z piskiem. Ludzie dopadli nas, śmiali się, gratulowali, a nawet lali szampanem. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. B-Bomb od razu do mnie dołączył. Nie zważając na tłum fanów ponownie odpalił motor i ruszył, ale tym razem spokojniej.
-Gdzie jedziemy? - spytałam, odklejając się od niego.
-Podobało ci się – stwierdził. Wbił wzrok w moje oczy. Miałam wrażenie, że penetruje moją duszę i okłamanie go w tym momencie jest niemożliwe, ale nie mogłam też przyznać mu racji.
-Ani trochę – prychnęłam.
-Ściemniasz – zaśmiał się.
Oddaliliśmy się od imprezy i hałasu. Zatrzymaliśmy się na jakimś opuszczonym placu. B-Bomb nachylił się nade mną, zmuszając do położenia się na kierownicy. Iskierki tańczyły w jego czekoladowych oczach. Uśmiechnął się, a w policzku pojawił się dołeczek. Intrygował mnie. Nie tylko wyglądem, ale i też zachowaniem.
-Każdą ładną pannę tak traktujesz? - zadziornie uniosłam brwi.
-Żadna ładna panna nie leżała przede mną w taki sposób, jak ty teraz – odpowiedział.
-Nie? Więc jak?
-Zazwyczaj nago w łóżku – zaśmiał się.
Parsknęłam rozbawiona.
-Czyli jestem wyjątkowa?
-Zaraz może się to zmienić i skończysz, jak pozostałe – oznajmił spokojnie.
Dobrze wiedziałam co się zaraz stanie, ale nie miałam zamiaru go w jakikolwiek sposób powstrzymywać.
Minhyuk zmniejszył dzielącą nas odległość do zera i przyłożył swoje wargi do moich. Nie bawił się w jakieś podchody. Pocałunek był mocny i namiętny. A ja oddałam się szybko i całkowicie. Pozwoliłam pieścić swoje podniebienie i język. Uczucie pożądania zawładnęło moim ciałem. To samo stało się z B-Bombem. Jego dłonie wylądowały pod moją koszulką, masując talię, brzuch i plecy.
Wariactwo. Obściskuję się z facetem, którego praktycznie nie znam, dodatkowo naraził moje życie i zawrócił w głowie. Gratki Kiyomi! Odpowiedzialnie. Z drugiej strony w tym momencie poczułam dziwne szczęście, które kumulowało się z każdą chwilą spędzoną w towarzystwie tego szaleńca.
-Już wiesz skąd B-Bomb? - osunął się na chwilę.
-Oh tak. Jesteś bombowym niewypałem!

niedziela, 27 marca 2016

Ilhoon - BTOB

"Banalne"


Puszyste opowiadanie z dzikimi przemyśleniami c:
Pozdrawiam wiosenną wenę! 
W ogóle zaczynam nadawać tytuły, bo powoli się gubię XD

 Siedziałam sobie spokojnie na ławce w parku. Musiałam śmiesznie wyglądać wśród par spacerujących wspólnie, rodzin i krzyczących dzieci. Wiosna proszę państwa. Czas, w którym ludzie uświadomili sobie, że pora ruszyć się z domu i wyjść spotkać się ze znajomymi, czy po prostu przewietrzyć. Czas, w którym wraz z przyrodą odradzają się relacje międzyludzkie i uczucia. Oh uczucia! Wiosna to czas zakochanych! I mnie pijącej Bubble Tea.
To nie tak, że jestem anty nastawiona do miłości. Nigdy nie poczułam tego uczucia do kogoś innego oprócz rodziny. Nie wiem, jak to jest mieć motyle w brzuchu i rumieńce na policzkach. Jeszcze się taki nie pojawił co by mnie tchu pozbawił. Ale moje serduszko jest otwarte i czeka.
Właśnie. Ja tu czekam!
Spojrzałam na zegarek. Ilhoon spóźniał się już dobre dwadzieścia minut. Postanowienie: na następne urodziny kupić mu zegarek. Ale nie. Chwila. Kupiłam mu go na poprzednie i gwiazdkę. Dwa lata temu też... Chyba jednak zostanę przy skarpetkach, bo ten prezent nie przynosi żądanych skutków, a wiele kosztuje.
Rozejrzałam się po raz kolejny i wreszcie zobaczyłam Pana Zawsze Mam Czas. Zobaczyłam i od razu tego pożałowałam. Musiałam zakryć usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem. Nie dość, że w tym blondzie, zachodzącym zielenią wyglądał źle to dodatkowo przeżył bliskie spotkanie z krowim językiem.
-Nie wiem kto ci to zrobił, ale gdybym była jego szefem, zwolniłabym go bez zastanowienia – oznajmiłam bez przywitania. Specjalnie przylizał włosy dłonią.
-Nie podoba ci się mój new look? - uniósł brwi.
-Słaba znajomość angielskiego też nie.
-Szczera do bólu.
-Lepiej żebym była szczera, niżbym miała cię okłamywać, że wyglądasz dobrze – zauważyłam. -Uwierz mi. Dla dobra świata wolę cię o tym uświadomić.
Wywrócił oczami.
-Będziemy gadać o moim wyglądzie, czy przejdziemy się?
-Jeśli stacją docelową jest fryzjer to ruszamy! - zerwałam się na równe nogi i wypaliłam do przodu. -No ruszaj się. Im szybciej tym lepiej!
Tak mniej więcej wyglądała nasza przyjaźń. Na wiecznym dokuczaniu sobie i pyskowaniu. Jednak żadne z nas nie odbierało tego na serio i znaliśmy granice umiaru. Przy Ilhoonie czułam się po prostu dobrze. Mówiłam co chciałam, robiłam co chciałam, a on to wszystko tolerował. Kiedy któreś z nas przesadzało dawaliśmy sobie dzień przerwy i potem wszystko wracało do normy. Nawet po debiucie w zespole miał dla mnie czas, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Nie okazywałam tego w dosłowny sposób, bo by się przyzwyczaił.
Przez całą drogę kpiłam z jego new look'u, a on odwzajemniał się wzmiankami o moim marnym wzroście i całkowitym braku talentu. Jak się okazało nie fryzjer był na mecie, a budka z goframi. Stanęliśmy w kolejce, w której wyprzedzały nas dwie pary. Obserwowałam, jak to dziewczyny wieszały się na ramionach chłopaków i mruczały jak to nie mogą wybrać smaku polewy lub koloru posypki.
Uniosłam dłoń Ilhoona na wysokość oczu, zakrywając ten banalny widok.
-Powiedz mi, kiedy sobie pójdą.
Il zaśmiał się w odpowiedzi, ale wytrwale stał z uniesioną ręką, aż przesłodzeni kochankowie zniknęli zza rogiem ulicy. Złożyliśmy zamówienie i już po chwili trzymałam w dłoniach gorące ciasto, pokryte bitą śmietaną, polewą toffi i kolorowymi wiórkami.
-Co ci w nich przeszkadzało? - spytał się, kiedy szliśmy bez celu.
-Bo to było banalne – oznajmiłam. Przeklęta bita śmietana. Jak ją zjeść nie brudząc się przy tym?
-Miłość jest banalna? - wyłapał sens mojej wypowiedzi.
-Nie. Zachowanie ludzi, którzy w niej trwają jest banalne. Wydaje mi się, że skoro się kogoś kocha powinno się to pokazywać w nieprzewidywalny sposób, a nie tak, jak wszyscy. Nie sama miłość jest banalna, a jej okazywanie – wyjaśniłam.
-Czyli jeżeli cię kocham najlepiej by było, gdybym ci o tym powiedział skacząc ze spadochronu, albo podczas końca świata? - zaśmiał się.
-Niezupełnie. Oczywiste jest, że podczas końca świata nikt nie będzie chciał umrzeć samotnie, więc wyzna uczucie pierwszej lepszej osobie. Gdybyś tak zrobił, nie wzięłabym tego na poważnie – odpowiedziałam. -To by musiało być jakieś wow. Jednak mnie nie kochasz, więc nie musisz się nad tym zastanawiać – wzruszyłam ramionami i syknęłam, kiedy bita śmietana zsunęła się z gofra i wylądowała na moim czarnym swetrze. Chciałam się jej pozbyć tym samym, rozmazując jeszcze bardziej. Gratki.
Ilhoon stanął przede mną i sprawnie zrobił to, co dla mnie było czarną magią. Pozbył się śmietany, po której została niewielka plama. Wycierając ją spoglądał na mnie.
-Znamy się tyle lat, a ja nadal nie mogę cię rozgryźć – oznajmił.
-Rozgryźć? - zdziwiłam się.
-Jesteś pogmatwana. Żądasz rzeczy niemożliwych, a nie radzisz sobie z codziennymi błahostkami – wyrzucił do śmietnika zużytą serwetkę. -Chcesz czegoś niesamowitego, a radość sprawia ci zwykły gofr. Mówisz o niebanalnej miłości, a rumienisz się, kiedy pomagam ci w zmyciu śmietany.
Że chwila co? Dotknęłam dłonią policzka, który był dosłownie gorący. Zarumieniłam się. Zarumieniłam się, gdy Ilhoon mnie czyścił. Super!
-Ale wiesz co jest najzabawniejsze? Jesteś czerwona za każdym razem, kiedy podejdę bliżej lub powiem coś miłego – nachylił się. -Jednak jesteś do mnie przyzwyczajona i nie zdajesz sobie z tego sprawy. Nie widzisz, jak twoje ciało reaguje na moją obecność.
W tym momencie żołądek zmniejszył mi się do rozmiarów orzecha, a w głowie huczały jego wcześniej wypowiedziane słowa. Czy mówił prawdę? Fakt, że czułam się przy nim swobodnie, mógłby przysłonić mi uczucia, które się narodziły? Czy to w ogóle możliwe, żebym poczuła do niego coś więcej niż przyjaźń? Ten człowiek jest zadufanym w sobie czubkiem, którego w nocy napadła krowa! Jakim cudem mogłabym się w nim zauroczyć? Jednak spójrzmy na to z innej strony. Jego oczy miały niesamowity odcień brązu, przełamany iskierkami. Pojawiały się zawsze, kiedy się śmiał, tak samo jak szeroki, szczery uśmiech. Zawsze mówił to co myślał, nigdy mnie nie okłamał. I mimo wszystkich moich głupich tekstów, trwał dzielnie obok od dziesięciu lat. To już jest miłość?
Ilhoon pochylił się jeszcze bardziej. Dzieliły nas dosłownie milimetry, a mną ogarnęła żądza poczucia jego warg na swoich. Chciałam zobaczyć, czy smakują tak samo dobrze jak wyglądają. Zabolał mnie fakt, który sobie uświadomiłam. Już od jakiegoś czasu marzyłam o tym chłopaku. Myślałam o nim i chciałam być w jego pobliżu. Nie dotarł do mnie sens tych pragnień, bo o tym myśli każda przyjaciółka, ale jak się okazało ja chciałam więcej. Czuć jego dotyk, nie tylko przelotnie. Chciałam go na własność.
Jego ciepły oddech łaskotał mi twarz. Mimo woli przymknęłam powieki i delikatnie uniosłam się na palcach. Męczyło mnie to czekanie. Kiedy myślałam, że poczuję jego usta chłopak gwałtownie się wyprostował.
-Gdybym cię teraz pocałował byłoby to zbyt banalne, a tego nie chcesz – patrzył na mnie z wyższością.
Miałam ochotę pchnąć go pod przejeżdżający autobus. Głupi palant!
-Szlag by cię wziął! - prychnęłam, odwracając się na pięcie. Nie chce to nie. I chociaż byłam rozczarowana nie zamierzałam błagać. Zbyt by go to dowartościowało. Usłyszałam za plecami jego melodyjny śmiech.
-Jesteś pokręcona!
-I kto to mówi?! - spojrzałam na niego.
Stał z rękami w kieszeniach granatowego płaszcza. Uśmiechał się szeroko, a w jego oczach tańczyły te cholerne iskierki. Był głupkiem, ale uwielbiałam go, więc kiedy rozłożył ręce, mimo małego zawahania, wróciłam i wtuliłam się w jego pierś.
-Nie powiem ci, że cię kocham. Zatrzymam to na bardziej niepowtarzalną okazję – zaśmiał się.

czwartek, 24 marca 2016

Boys Republic

Tatuś



Suwoong

Zakręciłam wodę i spojrzałam na mały termometr. Idealnie trzydzieści siedem stopni. Opuściłam łazienkę i weszłam do salonu. Suwoong siedział na kanapie i sumiennie kołysał malutkiego chłopca, który nawet nie myślał o spaniu i wesoło gaworzył. Uroczy widok. Suwoong od początku starał się jak tylko mógł, chociaż nadal był nieco niepewny. Byłam z niego dumna, że nie stchórzył i został z nami nawet po niemiłych komentarzach fanów i niezadowolonych minach CEO.
-Zapraszam panowie – uśmiechnęłam się podchodząc bliżej. Przejęłam od chłopaka Sungwoo, który uradowany moim widokiem zamachał rączkami.
-To niesprawiedliwe, że ciebie lubi bardziej! - Suwoong nadymał wargi, towarzysząc nam w drodze do łazienki. Położyłam synka na macie i przygotowałam do kąpieli.
-Dlaczego myślisz, że mnie woli bardziej? - zaśmiałam się.
-To widać – uważnie przyglądał się moim ruchom.
Rozbawiona pokręciłam głową. Kiedy malec był już w pełni gotowy odsunęłam się na bok.
-Dzisiaj twoja kolej – oznajmiłam.
Oczy Suwoonga niemal wypadły mu z orbit pod wpływem tak przerażającej informacji. Kąpanie Sungwoo było czymś, czego bał się najbardziej. Zazwyczaj po prostu siedział i wszystko obserwował z lekką zazdrością w oczach, ale zawsze jak proponowałam zamianę uciekał. Tym razem musiał się przełamać.
-No nie wiem – głośno przełknął ślinę.
-Nie ma się czego bać. Przecież go nie utopisz – uśmiechnęłam się zachęcająco.
Suwoong wziął synka na trzęsące się ręce. Pewności dodała mu rozpromieniona buźka maluszka. Włożył go do wanny i położył na piance. Sungwoo mimo początkowej niechęci zaczął się przyzwyczajać i już po chwili machał łapkami chlapiąc wszystko dookoła. Tatuś namoczył gąbkę i delikatnie obmywał brzuszek, rączki i nóżki synka. Raz za razem robił to coraz pewniej, a jego oczy coraz bardziej błyszczały z podekscytowania.
-Jestem dumna – oznajmiłam, kiedy Suwoong wyciągnął dzieciątko z wanny i owinął je ręcznikiem. -Jeszcze nauczę cię przewijać i mogę jechać na urlop – zaśmiałam się.
-Chyba zwariowałaś! Co jak spalę mleko?! A jeśli dostanie kolkę?! Chryste panie, a jeśli zapomnę godzin karmienia!? O nie! Następny urlop weźmiesz za osiemnaście lat!


Sunwoo

Było już grubo po północy, kiedy zostałam obudzona przez płacz. Odruchowo chciałam wstać i iść do pokoju obok, ale wyprzedził mnie Sunwoo.
-Śpij dalej – polecił i zniknął za drzwiami.
Był najbardziej odpowiedzialnym tatą jakiego spotkałam, a Jisoo traktował jak prawdziwą księżniczkę. Była jego oczkiem w głowie. Co weekend odwiedzaliśmy zoo, ponieważ nasza córeczka uwielbiała żyrafy. Jak tylko mógł pakował ją w samochód i zabierał na próby. Jeździliśmy też w góry i nad morze. Wszystko po to, aby nasza Jisoo miała jak najwięcej pięknych wspomnień. Byli bardzo ze sobą zżyci. Za każdym razem, kiedy mała przewracała się i zdzierała kolanka miałam wrażenie, że to Sunwoo cierpi bardziej, a czas tras koncertowych był męczarnią dla obydwu. Co wieczór musieli przeprowadzić video rozmowę.
Ufałam mu, ale to nie powstrzymało mnie przed opuszczeniem łóżka. Zanim jednak weszłam do pokoju przygotowałam butelkę mleka co okazało się słuszną decyzją. Sunwoo siedział w fotelu, bujając się delikatnie, a dwuletnia dziewczynka cicho łkała wtulona w jego ramię. Gdy mnie zauważył skarcił spojrzeniem.
-Ej to ja jestem mamą – przypomniałam mu.
-Ale to mnie nie było przy tobie, gdy nosiłaś ją pod serduszkiem. Muszę ci teraz pomagać i bardzo tego chcę – uśmiechnął się.
-Wygryziesz mnie z roli – zaśmiałam się i przysiadłam oparłam się o oparcie fotela.
-Nawet gdybym chciał jest to niemożliwe – uśmiechnął się szeroko, ponieważ w tym momencie Jisoo zorientowała się, że przyszłam i wyswobodziła się z jego uścisku, wyciągając rączki w moją stronę.
Przytuliłam ją do siebie i podałam butelkę. Zajęła się jej opróżnianiem.
-Będziesz dzisiaj spała z mamą i tatą? - spytałam.
-Tak! - oderwała się na sekundę od jedzenia.
Wróciliśmy do sypialni. Dziewczynka położyła się między nami, oddała mi pustą butelkę i
wtuliła się w pierś Sunwoo.
-Dobra. W tym momencie to ona zajmuje moje miejsce – zauważyłam.
Chłopak zaśmiał się cicho i przyciągnął mnie do siebie i tak zasnęliśmy całą trójką przytuleni.

*nawiązując XD*

Sungjun

-WRÓCIŁEM! - wydarł się. Jak zawsze prędzej go słychać niż widać.
Włożyłam Jongwoo do wózka i wyjechałam nim do korytarza, gdzie zastałam chłopaka, zdejmującego buty. Jak zawsze pełen energii podbiegł do mnie.
-Kochanie! Wyglądasz dzisiaj nieprzyzwoicie idealnie! - pocałował mnie szybko po czym nachylił się w stronę wózka. -Cześć maluchu! Nie zgadniesz co tatuś ci kupił!
Gdy usłyszałam ostatnie zdanie miałam ochotę zawrócić i uciec, ratując dziecko przed następnym prezentem. Sungjun kupował zbyt wiele niepotrzebnych rzeczy. Od rolek po dmuchany zamek. Miałam wrażenie, że robił to bardziej dla siebie niż synka.
-Sungjun, jeśli to kolejny rower to obiecuję ci, że pojedziesz nim do nowego mieszkania – zagroziłam mu.
-Spokojnie! - uśmiechnął się i wziął małego na ręce. Przeszedł do salonu, a ja zaciekawiona poszłam za nim. Przyglądałam się jak rozsiada się wygodnie na kanapie i wyjmuje coś z torby treningowej. Pisnęłam widząc czerwone rękawice bokserskie.
-Sungjun...
Moje słowa znowu na nic. Włożył je na dłonie Jongwoo. Mimo że były o wiele za duże na roczne rączki chłopczyka ten zanosił się śmiechem i zadowolony ślinił nowy prezent.
-Podoba ci się? To dobrze, bo wykupiłem nam karnet na siłownię! Będziemy trenować i kiedyś będziesz miał takie samo ciało jak tatuś! - podrzucał go delikatnie na kolanach.
-Chyba żartujesz! - kolejny pisk. -A ja mam coś do powiedzenia w tej sprawie?
-Spokojnie! Wykupiłem rodzinny – uśmiechnął się szeroko.


  One Junn

Udało mi się doprowadzić salon do porządku. Pudełka z zabawkami znów stanęły pod ścianą i żaden klocek nie czekał na biedną stopę. Weszłam po schodach, po drodze zdejmując z balustrady koc, który nie mam pojęcia jak się tam znalazł. Weszłam do pokoju dzieci i o dziwo zastałam go pustego. To samo dotyczyło sypialni. Dobra. Mój mąż zniknął z dwójką dzieci. TOŻ TO CUD? Czy to już święta? *x”D*
Niestety myśl o odpoczynku zniknęła z pojawieniem się bliżej nieokreślonych dźwięków dobiegających z łazienki. Uchyliłam drzwi i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Wonjun kucał przed umywalką, a obok niego na podestach stała Jinhee i Jihoon, który dodatkowo wspinał się na paluszkach.
-W prawo i w lewo – instruował dzieci z szczoteczką w ustach. Maluchy powtarzały każdy jego ruch. -Teraz w górę i w dół. Plujemy!
Rozległo się zbiorowe „TFU!”, a ja wyobraziłam sobie obecny stan umywalki. Aż mi się słabo zrobiło. Oparłam się o framugę.
-I jeszcze raz – oznajmił.
-Naprawdę muszę to robić, jeśli chcę jeść cukierki? - Jinhee niezadowolona przyglądała się młodszemu bratu i tacie, którzy zajadle szczotkowali zęby.
-Oczywiście. Jak będziesz jadła cukierki i nie będziesz myć zębów to w końcu zrobią się czarne i wypadną. Uwierz mi bezzębnej dziewczynki, żaden chłopak nie chce – Wonjun mówił to ze śmiertelną powagą w głosie.
-Czyli kochasz mamę, bo myje zęby? - Jinhee spojrzała na niego uważnie.
-Dokładnie, a mam kocha mnie, bo też myję, dlatego Jihoon też musi to robić – nalał wody do plastikowych kubków. -Płuczemy.
Wypłukali usta, wytarli je ręcznikiem i wyszczerzyli się szeroko, oglądając uzębienie w lustrze. Wonjun zauważył mnie w odbiciu i puścił oczko.
-No proszę państwa, a teraz do łóżek! - zaklaskał w dłonie.
Odprowadziliśmy ich do pokoju i poczekaliśmy, aż wejdą do łóżek.
-Dobranoc! - krzyknęli chórkiem.
-Dobranoc – odpowiedzieliśmy i zamknęłam drzwi. -Wiesz, że to podchodzi pod szantaż? - zauważyłam.
-Wolisz, żebym ich szantażował, czy żeby śmierdziało im z ust obiadem sprzed tygodnia?


Minsu

Weszłam na taras z tacą w dłoniach. Słońce mocno świeciło, więc Minsu jako przykładny tato zadeklarował, że rozłoży basen. Minęły już dwie godziny a basenu jak nie było tak nie ma. Zamiast tego na środku ogrodu stanęła prowizoryczna forteca z kartonów i mini front wojenny. Minwoo biegał dookoła potykając się o własne stopy i ogromny pióropusz, więc co chwile leżał na trawie. Zamiast płaczem wybuchał śmiechem, po czym się podnosił i znów uciekał przed tatą, który co jakiś czas oblewał go wodą z pistoletu. Całość dopełniał Simba, nasz golden retliver, który powalał Minsu wskakując mu na plecy.
Zrezygnowana usiadłam na krześle i chwyciłam pucharek lodów. Jak na razie nie miałam ochoty brać udziału w tym cyrku. Niestety, jak na zawołanie Minwoo pokracznie pokonał dwa schodki i przytulił się do moich nóg.
-Mama! - wspiął się na moje kolana. Był cały mokry. Czasami miałam wrażenie, że Minsu nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji niektórych jego zabaw.
-Mama chodź się bawić – Minsu stanął przede mną.
-Nie – zaprzeczyłam.
-No chodź!
-Nie.
Dostałam wodą w twarz.
-Chodź!
Zanim zdążyłam odpowiedzieć dostałam po raz drugi, trzeci i czwarty.
-Minwoo chodź do taty. Pokażę ci sztuczkę – malec przebiegł dzielący ich dystans i wylądował w ramionach taty. -Powołałem do życia Godzillę!
Dziecko wybuchło śmiechem, a ja zerwałam się z miejsca uprzednio łapiąc za wąż ogrodowy.
-Mam nadzieję, że nogami przebierasz tak samo szybko jak językiem! - warknęłam odkręcając kurek.
-No co jak co, ale ty powinnaś o tym najlepiej wiedzieć – uniósł znacząco brwi.
-Yeah!

I tak się skończyło. Minsu biegał po ogrodzie z dzieckiem na rękach, ja goniłam ich z wężem ogrodowym, a zrezygnowany Simba przyglądał się załamany naszym poziomem inteligencji.


Jeśli ktoś dotrwał do końca to gratulację! 
Tero uwaga. Mogę pisać więcej tego typu rzeczy? Podoba sytuacja z każdym członkiem zespołu, u know.
Uwaga. Pierwszej osobie, która skomentuję napiszę scenariusz na życzenie c: Omaj... Nie wierzę, że to robię XD